Koszenie trawy – troska czy przymus?

Spis treści

Warning: A non-numeric value encountered in /usr/home/Stefan122/domains/szkolaodpornosci.pl/public_html/wp-content/plugins/better-pay/includes/betterpay_public.php on line 683

Dlaczego ludzie koszą trawę?

Jak co weekend, jak Polska długa i szeroka powietrze jest przeszywane odgłosem kosiarek i kos spalinowych. Zapach spaliny zmieszany z zapachem świeżo skoszonej trawy tworzy koktajl zapachowy o szczególnej nucie. Wszystko to idzie w powietrze i w nozdrza a czasem usta otwarte zdziwieniem, że rośnie stężenie CO2 w atmosferze

Raczej nie da się policzyć, jaki procent zanieczyszczeń trafia do atmosfery podczas pielęgnacji trawników. Szkoda. Martwimy się losem drzew i nadmiarem aut. Trawa zmartwień nie generuje, choć efekt zabiegów z nią ma wpływ raczej większy niż duży.

Dziś zajmę nią czas. Piątek. Nie czas żałować drzew, gdy koszą trawy.

Przechodząc do pytania tytułowego, powodów pewnie jest kilka:

  1. Żeby było ładniej
  2. Żeby trawa się ukorzeniała
  3. Żeby jej nie deptać
  4. Żeby poczuć zapach świeżo skoszonej
  5. Bo tak trzeba
  6. Bo jak można nie kosić
  7. i pewnie ze 300 innych

Żeby było ładniej…

Z takim argumentem trudno dyskutować. Tym niemniej warto sprawdzić, skąd czerpiemy wzorzec piękna. Innymi słowy, co jest estetycznym źródłem i modelem piękna, gdy myślimy o trawie.

Jak zwykle, źródeł jest kilka.

Pierwszym jest – co oczywiste – reklama.

Krzyczy „koś mnie, koś mnie; siej mnie, byś kosił mnie”. Od opakowań poczynając. Dwa obrazki są typowe na opakowaniach: golf i tenis. A dokładniej Wimbledon

Ciekaw jestem, jaki procent koszących trawę gra w golfa i w tenisa na trawie. Śmiem nawet twierdzić, że ci, którzy grają, rzadko sami koszą. A jeśli nawet, to grają na trawie utrzymywanej przez kogoś innego. Wzorzec pola golfowego czy trawiastego kortu tenisowego jest tyleż pociągający, co nierzeczywisty i nienaturalny.

Tam, gdzie się gra w golfa, nie uświadczy się żadnego kwiatka, pszczółki, żuczka czy gryzonia albo motylka. W warunkach naturalnych odwrotnie – trwa jest domem dla kwiatków, które wabią pszczoły czy inne owady. Nie ma pszczół, nie ma zapylania, nie ma nie tylko kwiatków. Ale o tym kiedy indziej. Trawa to też idealne mieszkanie dla wielu gryzoni. Wolą siedzieć  w trawie, do budynków wrócą przed zimą.

Reklama robi swoje. Trawa nigdy nie jest dość niska, dość gęsta, dość zielona, dość soczysta.

Poza tym powiedzmy szczerze – nie po to się kupuje nowe kosiarki, żeby nie ich nie użyć. Jest kosiarka, jest motyw. Kosiarka do koszenia wymaga trawy. By ta rosła, potrzebne są nasiona i nawozy. Najlepiej  długo działające. Do tego wertykulatory i aeratory – między innymi, żeby i dotlenić, i lepiej dostarczyć nawóz.

Wiele praco- i kosztochłonnych zabiegów. Dokarmiamy trawę nawozami, żeby szybciej rosła. Żeby szybciej ją można było ściąć. Żeby nie zdążyła wydzielić tlenu… By słuchać jak rośnie, i ścinać nim odbije na choćby 2 centymetry. Zgodnie ze wzorcem – by mieć przed domem choćby gotowość na pole golfowe i mieszkać jak w Wimbledonie.

Kosiarka – zgodnie z nazwą – służy do koszenia.

Wzorce estetyczne tkwią też w telewizji. Seriale zaspokajają potrzebę podpatrywania, jak mają inni.

Akcja wielu seriali rozgrywa się na przedmieściach.

Na przedmieściach wszystko jest piękne.

Jak w filmie – i dom i trawnik. Jedno piękniejsze niż drugie. Aż chce się patrzeć, podziwiać, przenieść do siebie….

Przedmieście to takie coś niezdefiniowanego. Ni to wieś, ni to miasto. Ludzie chcą mieszkać na wsi, ale nie chcą rezygnować z miasta. Wyrzekają się miast, ale nie miejskiej mentalności. To takie coś pomiędzy. Wycofany z miasta, ale nie dość zdecydowany na wieś. Zdecydowany na świeże warzywa, ale nie na zapach obornika; na świeże jajka, ale nie na pianie koguta. Próbujący natury, ale przezornie z dostępem do niej po betonowej kostce.

Z drugiej strony przedmieścia to czas na decyzję. Można poczuć się wiejskim lub miejskim. Lub wszystkim jednocześnie. W dzień w mieście, w nocy na wsi. W tygodniu jak w korporacji, w weekend jak rolnik. Nie odpocznę, bo koszę. Albo odpocznę, gdy skoszę. Lub inny wariant: odpocznę przy koszeniu. Poza tym

nie mam czasu, bo koszę.

Mój znajomy swego czasu wyjaśniał mi, że on pije piwo tylko wtedy, gdy kosi. Opracował specjalny system chroniący zawartość puszki lub butelki przed inwazją os lub much. Jedno kółko, dwa łyki i zatkanie butelki.

„Jak często kosisz?” – spytałem.

„Jak tylko kupię piwo” – odpowiedział.

„A jak często kupujesz?” – drążyłem.

„Jak tylko skoszę”

Dalej nie drążyłem. Jakkolwiek to perpetuum mobile może wiele wyjaśniać. Zwłaszcza odgłos koszenia nim obeschnie rosa. Może pomysł mojego znajomego tak naprawdę jest własnością publiczną, domagającą się realizacji, gdy tylko jest taka możliwość.

Rolnik wstaje skoro świt.

W weekend też. Kto wie. Może większość z nas w głębi czuje się rolnikiem. Zew natury wzywa bladym świtem.

Mamy w swojej historii etap zbieractwa, ale i chowu. Wszystko, cokolwiek rosło i żyło, dawało możliwość życia innym.

Dlaczego nie mamy w głowach wzorca kwietnych zarośniętych łąk.

Bo tam się nie chodziło. Łąka była koszona dwa lub trzy razy w roku. Na siano dla zwierząt. Nie deptało się trawy, bo zwierzęta później niechętnie by ją jadły i kosiarz miałby trudniej kosić. Tak więc  po takiej trawie się nie chodziło. Nie mamy zatem w głowie takiego wzorca. Nie dla wszystkich jest też miłe wspomnienie bosej nogi w wysokiej trawie lub zaroślach.

Bosą nogę stawia się na niskiej trawie. Wtedy jest najprzyjemniej. I czuć dotyk czy wręcz muskanie źdźbeł trawy w spodnią część stopy, i widać po te źdźbła i nos czuje zapach.  To jest miłe, bezpieczne i trwale zakorzenione w świadomości. Nic dziwnego. Chodziło się boso po niskiej trawie, gdy była ona … pastwiskiem. W zasadzie rozkoszy tej doświadczał pastuch. O samą wysokość trawy troszczyły się krowy, kozy, owce, konie. Przedmiotem troski zwierząt był stan ich żołądków, które miały być wypełniane trawą. Im bardziej, tym lepiej. Wysokość trawy była efektem ubocznym. Poza tym ginąca w pysku zwierzęcia trawa sprawiała, że trawa była zjadana coraz łapczywiej, bo …. z każdym kęsem było jej coraz mniej. Nie do końca wiem, czy krowa dostrzega, że im więcej trawy zje teraz, tym na przyszłość będzie jej mniej. Przezornie je, kiedy jest. Tak chyba czyni każdy ssak (i nie tylko ssak), czyli je, kiedy jest. I zaznaje przyjemności wcześniej niż później.

Przyjemność jedzenia zmniejsza troskę o przeżycie. Również o przeżycie tych, którzy pastwisko udostępniają. Krowa gryzła trawę. Odwdzięczała się mlekiem i cielaczkami. Przy okazji, jako żywa i ekologiczna kosiarka, zapewniała bezpieczeństwo. W niskiej trawie nie ukryje się żaden wąż. Co najwyżej można wdepnąć w placek pozostawiony przez któregokolwiek z roślinożerców. To jest jedynie niemiłe, ale nie jest niebezpieczne.

Niski trawnik kojarzy się z bezpieczeństwem i wrażeniem miękkości pod stopą, jakiego doświadczali nasi przodkowie, wypasający stada. Niekoniecznie swoje. Właściciele stad w ostatnich kilkudziesięciu latach już zakładali na stopy buty, choć to takie nienaturalne.

Naturalny jest dla nas zatem widok trawnika nisko skoszonego. Podobnie jak widok ojca czy dziadka, który kosą kosił niemalże codziennie trawę. Karmił potem tą zielonką króliki czy inne zwierzęta. Nic się przecież nie mogło zmarnować.

Trawa to pożywienie dla zwierząt.

To z nich jest mięso, mleko, skóry. Celem koszenia było nakarmienie zwierząt a nie jedynie przycinanie trawy. Karmienie zwierząt – dodajmy – było przejawem troski o swoje przetrwanie.

To, co nazywamy „trawą” na pastwisku czy łące, było raczej mieszanką różnych roślin. W zależności od tego, co było domieszką do trawy, różne było zastosowanie. To jak sałatki. Sałatka z koniczyną czerwoną, białą itd. Inne też było przeznaczenie czerwonej czy białej koniczyny albo mleczu czy szczawiu. Lubimy sałatki, bo ich istotą są różne rośliny, różne kolory, różne smaki, zapachy i właściwości. To takie naturalne – więcej gatunków, większa bioróżnorodność, więcej korzyści dla natury.

Oj, ukosiłem się jako dziecko. Zwykłą kosą. Taką, którą się klepie i ostrzy ostrzałką. Kosiłem, bo np. jakaś krowa nie wychodziła na pastwisko, więc trzeba było nakarmić. Ale z białą koniczyną, czerwona powodowała wzdęcia. Albo dla świń. Akurat one chętnie jadły domieszkę pokrzyw. Albo dla królików – dla nich wybierało się raczej mlecz. Szczaw zrywało się do zupy.

Celem koszenia było pozyskanie trawy – czy to na siano czy jako zielonkę. Nikt by nie dopuścił do tego, żeby trawę po prostu wyrzucić. Przecież to jest marnotrawstwo.

To co z nią robić? Moment.

Wróćmy do innych argumentów za koszeniem.

Argument, że trawa musi się ukorzenić jest jak najbardziej zasadny, ale nie do końca.

Pierwsze koszenia po zasianiu trawy dokładnie temu służą. Tyle tylko, że tylko pierwsze są pierwsze. Dobrze, kilka pierwszych. Potem efekt bywa raczej odwrotny. Bo?

Bo niskie koszenie trawy powoduje, że korzenie są narażone na wyschnięcie. Słońce ma do nich łatwiejszą drogę. Oczywiście, producenci systemów nawadniania, hydro żelów, nawozów, wertykulatorów, aeratorów się cieszą. Jak zwykle nic nie jest jednoznaczne. Gospodarka się rozwija, hamując zapędy słońca do penetracji i wysuszania korzeni, odkrytych wcześniej niskim koszeniem.

Zwracam nieśmiało uwagę, że nieco wyższa trawa stanowi naturalną barierę dla słońca, które nie może aż tak spenetrować korzeni, że od lipca trawy byłyby praktycznie wyschnięte, gdyby nie podlewanie. Dodajmy dla pewności: gdyby nie były tak nisko koszone jak do golfa, albo gdyby to były mieszanki zawierające rośliny szerokolistne (babki, koniczyny, mlecze, szczawie) albo gdyby trawa nie była tak pieczołowicie wygrabiana.

Tu warto się zatrzymać. Są kosiarki, które mają systemu mulczujące. Mówiąc prościej, koszą trawę i ją rozdrabniają. Skoszona trawa jest rozdrabniana, wpada między źdźbła i chroni korzenie przed słońcem i przesuszeniem. W efekcie dłużej utrzymuje się zielony trawnik, nie trzeba aż tyle podlewać, sama trawa jest zasilana naturalnym nawozem ze skoszonej trawy. Takie perpetuum mobile. Jak to w naturze. O ile trawa nie jest koszona zbyt nisko. Wtedy ani nie wygląda, ani nie jest zielona ani miła do postawienia na niej stopy. Ta, która została, staje się ostra jak jeż, ta skoszona czepia się stóp i brudzi, w efekcie wymaga częstego podlewania i kusi do grabienia.

Zgrabiona trawa często trafia kubła i na śmieci. Nawet nie na kompost.

Chwila na oddech.

To nie jest fragment tekstu. Masz dostęp do całości. Nie musisz niczego klikać ani kupować. Ale będzie mi miło, jeśli docenisz moją pracę. Od kiedy bolą mnie ręce, oddałem się badaniom i pisaniu. Masz okazję postawić mi kawę. W tym celu kliknij Kup teraz. Zapłać (kartą, blikiem czy szybkim przelewem) i czytaj dalej. Jak nie zapłacisz, nic się nie stanie. Może nieco mniej opublikuję. Jeśli chcesz, kliknij, zapłać, weź fakturę, odliczysz wat.

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelewSMS
Dostęp do treści13.79 zł0 zł
Anuluj

 

Trudno czasem pogodzić się z myślą, że zakładamy trawnik, siejemy trawę, dokarmiamy ją nawozami, żeby szybciej rosła, żeby potem szybciej skosić i … wyrzucić.

A może…

A może wyjaśnienie jest gdzie indziej

Może dominuje w nas silny obraz pastucha, który musi stanąć nogą na niskiej trawie, rywalizujący z obrazem chłopa, którego stać i na pastucha i na buty, i na kosę. Nie mogąc zgodzić się na jeden obraz, mózg zachowuje się jak pies ogrodnika, ale dopnie swego. Wyrzuci, nim pozwoli któremuś z obrazów się zakorzenić.

Nawet jeśli to podcina gałąź, na której się siedzi. Emocja i przymus zbyt silne, żeby były logiczne.

Wracamy na trawnik. Po koszeniu można siąść i ponarzekać, że

pielęgnacja trawnika tak dużo wymaga pracy i pieniędzy…

A można by się nie poświęcać, mieć więcej czasu na leżenie w trawie i myślenie o zaoszczędzonych pieniądzach i zyskach dla środowiska i ludzkości.

Łąka, którą kosi się raz czy dwa w roku, pod względem produkcji tlenu jest prawie tak produktywna jak las” – uważa dr hab. Łukasz Łuczaj z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Ponadto ma właściwości oczyszczające powietrze z pyłów. Trawniki przydomowe można kosić raz w miesiącu, na wysokość 10-15 cm i mieć mniej pracy, więcej oszczędności, mniej zanieczyszczeń, większą frajdę z postawienia bosej stopy czy położenia się na dywanie z traw i kwiatków.

Niektórzy uwielbiają zapach świeżo skoszonej trawy.

Działa jak narkotyk. Nie zapach siana, ale właśnie koszonej trawy.

Ale to nie jest zwykły zapach. Zapach trawy oznacza w praktyce rodzaj informacji dla innych roślin, że trwa atak na roślinę. To rodzaj uniwersalnego języka, będącego chemicznym ostrzeżeniem przed zagrożeniem. To jakby krzyk trawy do innych roślin: „Uwaga, roślinożercy atakują!” Naukowcy nie mają wątpliwości, choć samo zjawisko nie jest do końca wyjaśnione. Dodatkowo – co ciekawe – na efekt ostrzeżenia nie ma zupełnie wpływu to, czy rośliny są spokrewnione czy nie. W doświadczeniach wykazywano, że rośliny, które były bliżej koszonych roślin i lepiej odebrały informację, były bardziej zabezpieczone na atak szkodników, typu żuki.

Ciekawe to wszystko.

„Ale jak to? Jak można nie skosić trawy? A może Wy tu nie mieszkacie?”

Takie pytania zadawano mi i żonie w tym roku, gdy nie kosiliśmy trawy do połowy czerwca. W tym roku kosiliśmy raz.

Temperatura zadawanych nam pytań pokazuje, że koszenie trawy to coś więcej niż troska o trawnik. Jest w tym jakaś emocja. Dotąd mało kto okazywał zaciekawienie tym, co robimy lub czego nie robimy. Okazuje się, że pozwolenie trawie, by ta rosła na wysokość psa to już za wiele. Niekoszenie wywołało u niektórych oburzenie.

„Jak to, jak można nie kosić? Jak to wygląda. To tak, jakby tu nikt nie mieszkał!”

 

Ciąg dalszy nastąpi.

Copyright © by Stefan Podedworny

PS

zdjęcia z naszej działki. Nasze psy, nasze budynki. Trawa sama rośnie. I jedno znad Bzury. Wędkarze, jak widać, lubią leżeć w wysokiej trawie.

Aha,

jeśli tematyka na blogu jest Ci bliska, i chcesz więcej czytać o tym, jak czuć zapach życia, jak żyć długo i dobrze, co wiemy, czego nie wiemy, co składa się na stan szczęścia, definiowany jako stan idealnej harmonii rozumu, ciała, duszy i kieszeni, dopisz się do listy zaciekawionych światem, newsletterem i tym, jak mieć nosa. By czuć i nie dać się wodzić


Jeśli nie wypełniłeś ankiety na temat węchu, jest tutaj.

(A tak przy okazji, mało kto wie,  że takie problemy jak astma, alergie, wahania ciśnienia, niska odporność, podatność na infekcje, bóle kręgosłupa, zakwasy, refluks, zaparcia, otyłość, bezsenność, chrapanie, nocne pocenie się, podatność na stres, brak energii, kłopoty z zaśnięciem wieczorem i brak energii rano, problemy z zatokami, katar, kaszel, zadyszka, ziewanie, nie dające się powstrzymać wzdychanie, impotencja, brak popędu etc. mogą mieć swoje przyczyny w nieprawidłowym oddychaniu. W pomijaniu nosa. I przepony.)