Od czego nie zaczynać powrotu do formy? Część 1 – dieta

Spis treści

Robienie tak samo jak wszyscy daje takie same efekty

Rozsądek nie zawsze polega na tym, co się robi. Często właśnie na tym, czego się nie robi.

Od czego nie zaczynać w szczególności…

Gwoli doprecyzowania:

na czym się nadmiernie nie koncentrować.

Nie jedzenie, ćwiczenie, suplementy czy internet są złe. Są super. Ale zła bywa nadmierna koncentracja na tych czynnościach.

Zaleta diet czy ćwiczeń bądź multiwitamin jest jedna – przeświadczenie, że możemy mieć wpływ na procesy naszego organizmu. I na jego kontrolę. A przeświadczenie to silny argument.

Lekarstwo od trucizny różni się dawką.  Czasem lepiej czegoś nie zrobić, by sobie nie zaszkodzić.

Dla pewności po raz kolejny ustalmy, co chcesz uzyskać.

Zdrowie czy szczupły wygląd?

To jest bardzo ważne rozróżnienie. Obecnie mamy kult młodości, szczupłości i witalności. I bardzo dobrze, jeśli to jest efektem zdrowia.

Na nieszczęście część powszechnie dostępnych porad wskazuje jedynie, jak uzyskać szczupłą sylwetkę. Często kosztem zdrowia.

W dalszej części dowiesz się,  że nie w jedzeniu czy ćwiczeniach jest kłopot, ale w nadmiernej koncentracji na jednym lub drugim.

Zdrowy wygląd, zadbana sylwetka powinny być efektem zdrowia.

Jeśli priorytetem staje się jedynie wygląd, a nie zdrowie, czyli sprawność naszego organizmu i dobre czucie się z nim, wcześniej czy później pojawi się problem. Jak z odpicowanym samochodem – taki ładny, a jednak nie jedzie. Taki błyszczący, a taki nieodporny – ani na rdzę, ani na pedał gazu.

Skupianie się na środkach, a nie na celach, to dobry środek, by odwiedzić kilka gabinetów. Będzie o tym w rozdziale i o odżywianiu, i o ruchu.

Dieta

Dlaczego dieta znalazła się na początku spraw wymagających szczególnego sceptycyzmu?

W długiej perspektywie większość diet okazuje się nieskuteczna.

Zarówno w zakresie utrzymania wagi ciała, jak i wpływu na zdrowie. Gdyby było inaczej, mielibyśmy samych zdrowo wyglądających ludzi. A że wiele osób jest na wielu dietach – same okazy zdrowia.

Diety zwykle polegają na redukcji czegoś – składników albo ilości. Co jeszcze gorsze, oduczają zdrowych nawyków. Ale też rozpoznawania objawów głodu.

Jest jeszcze jeden, zwykle niedoszacowany skutek diet. Wywołują one efektu wahadła. Tzn. redukcja, czy to ilości czy jakiegoś składnika, wcześniej czy później może spowodować braki ważnych dla organizmu witamin czy minerałów. To z kolei powoduje rozpoczęcie długotrwałego romansu z suplementami i uzupełnianie tabletkami tego, czego sobie od ust odejmujemy.

Jedzenie powinno być przyjemnością, a nie torturą.

Ba, gdybyż to jeszcze była tortura. Coraz częściej jedzeniu nie towarzyszy żadna emocja. Gdy jesz podczas pracy na komputerze czy podczas oglądania tv, mózg zajęty jest czymś innym. Czyli nie dość, że nie dajesz sobie tego, co potrzeba ani ile potrzeba, to dodatkowo pozbawiasz się przyjemności, która mogłaby płynąć z jedzenia.

W naszym organizmie wszystko podlega regulacji.

W zasadzie samoregulacji. Takie wskaźniki jak temperatura, ciśnienie krwi, poziom nasycenia tlenem i dwutlenkiem węgla, ale też i głód oraz sytość.

Kiedy jesteś głodny, wytwarzany jest hormon o nazwie grelina. Jego wytworzenie jest związane z faktem, że – mówiąc obrazowo – zapasy żywności się kurczą. Mówiąc jeszcze bardziej obrazowo, że czas napełnić naszą wewnętrzną lodówkę.

Ale kiedy już zaczniemy jeść i kiedy już zjedliśmy dość, wytwarzany jest hormon leptyna. On informuje, że zjedliśmy już dość.

I teraz takie pytanie sprawdzające.

Kiedy ostatnio czułaś/czułeś głód?

Jemy częściej dlatego, że tak trzeba, albo że przywykliśmy, że np. o 13.00 robimy sobie przerwę. I w nagrodę lunch.

Mało kto jest głodny, a je każdy. Ale gorsze jest to, że w organizmie czujniki działają z niejakim opóźnieniem. Czyli leptyna zareaguje wtedy, kiedy pokarm już przebył drogę z ust poprzez przełyk do żołądka. Jedzenie w pośpiechu natomiast sprawia, że „nawrzucamy w siebie” za dużo, zanim organizm zdąży dać sygnał, że już dość.

Głód ma znaczenie w procesie metabolizmu i wytwarzania energii.

Nie chodzi o to, żeby głodować, ale czuć głód jako sygnał do jedzenia.

Innymi słowy nie tyle, co jemy, a również to, jak i kiedy jemy, ma znaczenie.

I to jest chyba dobra wiadomość. Jeść wtedy, kiedy jest się głodnym, i kończyć, kiedy jest się sytym. Niby proste…

Ostatnio kolega zachwalał mi zalety diety pudełkowej. Że tak zdrowo się teraz odżywia. I jak to jest zróżnicowane, i kompletne, i w ogóle. Ochom i achom nie było końca. Mówił to, nie tyle jedząc, co wchłaniając duże ilości ciasteczek, takich precelków. „No ale chyba czegoś Ci brakuje, skoro jak odkurzacz wciągasz już drugą paczkę ciastek” – zwróciłem uwagę. „No coś ty. To nie jest jedzenie” – odparł.

No tak. Kilka paczek ciastek dziennie. I to nie jest jedzenie. W sumie na diecie zje ok. 10 razy dziennie. I – niestety – zapomni, co to jest głód.

Kłopot się pojawi również, gdy kurier nie będzie mógł dostarczyć jedzenia, a nawyków gotowania już nie będzie. To taki abonament na całe życie.

O tym, jak jeść, żeby nie być na diecie, poświęcam dużą część książki. Tu zwracam uwagę na potrzebę rozsądku i umiaru.

Jeśli naszym celem jest zdrowie, z dietą niekoniecznie będzie nam po drodze. Ze zdrowym odżywianiem jak najbardziej. A to dwie zupełnie różne sprawy.

Kobiet żyją dłużej niż mężczyźni.

Wiadomo to od dawna. Ale badania na ten temat podjęto niedawno. Okazało się, że przyczyna może tkwić między innymi w diecie. Mężczyźni, wykonując cięższą pracę, tradycyjnie potrzebują „treściwszego” jedzenia. Z tego wynika dieta bogata w np. mięśni zwierząt. Tymczasem kobiety zwyczajowo zjadały resztę. I los im się odpłacał długim życiem we wdowieństwie.

To też potwierdza tezę za jedzeniem wszystkiego. Zresztą. Znam sporo osób po osiemdziesiątce w dobrej formie zdrowotnej. Ale nie kojarzę, żeby ktokolwiek z nich był na diecie. Jedzą wszystko, ale niewiele. Nie żałują natomiast uśmiechu.

Kolejny wpis będzie jeszcze ciekawszy.

© copyright by stefan podedworny

Jeśli chcesz mi podziękować za artykuł, wirtualna kawa jest miłą formą: