Od czego zaczyna się przemęczenie życiowe i wypalenie zawodowe?

Spis treści

Streszczenie:

W naszym ciele są mechanizmy, które się automatycznie włączają jako odpowiedź na zagrożenie lub stan niepewności. Jednym z mechanizmów jest stan unieruchomienia, który rozpoznajemy jako brak energii. Opisał go Adam Mickiewicz w bajce „Przyjaciele”.

Stan ten, trwający długo, objawia się jako zachowanie definiowane jako depresyjne, zmęczenie życiem lub wypalenie zawodowe. .

Pojawia się jako efekt reakcji ciała. Może również zniknąć. Pod wpływem wpływu na ciało.

Jak powstaje, skąd się wziął, jak wykorzystać – o tym w artykule. I o tym, co się w Tobie dzieje, kiedy wg Ciebie nic się nie może dziać, bo nic Ci się nie chce. 

Od czego się zaczyna?

Jak odróżnić zwykłe przemęczenie od wypalenia albo zaangażowanie od pracoholizmu.

Szukając czegoś obiektywnego, zaryzykuję tezę, że wypalenie rozpoczyna się w momencie wysunięcia głowy do przodu. To jest punkt startu.

Wysunięta głowa – po co?

Nie będziemy się teraz zajmować stricte powodami wysunięcia głowy do przodu. Ani tym, że owo wysunięcie jest w różny sposób maskowane, prezentując się czasem dość nienaturalną postawą ciała. O tym kiedy indziej. Dziś skupiamy się na uzasadnieniu postawionej wyżej tezy.

Wysunięta głowa przenosi środek ciężkości ciała w przód, by łatwiej iść lub biec. By zrównoważyć ciężar ciała i nie upaść, wyciągasz nogi. Każdy biegacz czy wytrawny piechur wie, że lekkie pochylenie całego cała w przód ułatwia ruch. Łatwiej się idzie lub biegnie. Ruch w przód robi się wtedy sam. Głowy nie czujesz. W każdym razie nie czujesz, by Ci ciążyła.

Nie wystawiasz jej w przód tylko, aby iść. Wystawiasz głowę w przód również po to, aby na coś popatrzeć, czemuś się przyjrzeć, czasem zagapić, zaspokoić ciekawość.

Nasz producent tak nas wymyślił, że w ustawieniach fabrycznych mamy wbudowane mechanizmy samoregulacyjne. Mało tego! One włączają się same. Nic z tym nie musisz robić.

Autonomiczny układ nerwowy nieustannie skanuje zarówno wnętrze organizmu, jak i jego otoczenie. I podejmuje decyzję. Szybko, jedynie słuszną, zawsze i na pewno[1].

Wysunięta głowa – analizy ciąg dalszy

Wracajmy do wysuniętej głowy. Ona włącza kilka przycisków. Ale nie robi tego przypadkowo. Choć z żelazną konsekwencją. I na pewno.[2]

W normalnych warunkach głowa w przód oznacza zaspokojenie ciekawości i powrót do pozycji. Albo bieg. Zwracam uwagę, że nasz przodek biegał tylko w tych dwóch sytuacjach – by dogonić albo by uciec.

Podsystemy się wyłączają

By szybciej dogonić lub uciec, część systemów przestaje działać. Do niczego nie są wtedy potrzebne np. narządy, biorące udział w trawieniu.  Apetyt na jakiś czas znika, podobnie jak perystaltyka jelit. Trawienie się włączy po biegu. Będzie potrzebne, jeśli przeżyjesz. Dopóki uciekasz lub gonisz, sprzeczne z zasadami ekonomii byłoby marnowanie energii na proces, który (1) jest jedynie kosztem (2) nie wiadomo jeszcze, czy zasadnym. Teraz jest potrzebne turbodoładowanie. Rośnie ciśnienie krwi, serce bije szybciej a mięśnie się napinają (pompują). Wątroba od siebie dorzuca do krwi zmagazynowane cukry, by nie zabrakło energii. W stanie relaksu brzuch kołysze się w rytm oddechu. W czasie gonitwy lub ucieczki brzuch się napina. Napina się zawsze, gdy pojawia się choć cień obawy lub niepewności.

Co kiedy całość nie może ruszyć?

Obawa i niepewność to stany normalne, gdy się goni czy ucieka. A co się musi dziać w sytuacji, kiedy głowa wysuwa się w przód, by gonić czy uciekać, a nogi są w miejscu?

Jeśli mogę uciekać lub gonić, uciekam lub gonię. To jest mechanizm nr 1. Jeśli nie wiem, czy ucieknę, mogę znieruchomieć. Innymi słowy imituję martwego. A nuż sytuacja minie w taki sposób, że martwego nikt nie ruszy. To jest mechanizm nr 2. Mechanizm ten z ewolucyjnego punktu widzenia ma mnie chronić.

Jak to działa od strony fizjologii?

Przeciętna głowa z przeciętnym mózgiem waży przeciętnie ok 5,5 kg. Wysunięcie głowy do przodu o około 2 cm sprawia, że odczuwamy ciężar głowy, jakby się zwiększył o około 4,5 kg. Wielu z nas wysuwa głowę do  przodu o 4, 6, 8 lub więcej centymetrów. Ostatecznie ciało odczuwa ciężar głowy w porywach, jakby to było ze 20 kg. Dla szyi to za dużo. Dlatego jest to sygnał, który uruchamia wyżej wymieniony włącznik.

Dodajmy do tego parę faktów. Autonomiczny układ nerwowy – jak wiesz –  non stop skanuje sytuację i ocenia, czy jest bezpieczna czy nie[3]. Na tej podstawie zarządza procesami w naszym organizmie. Pod uwagę brana jest również nasza zdolność do komunikacji z innymi ludźmi, nasze zaangażowanie społeczne i wynikające stąd wnioski.

Kiedy dwie osoby spotykają się twarzą w twarz, przekazują informacje o swoich emocjach przez delikatne ruchy mięśni twarzy. Oprócz słów z mimiki można wyczuć, czy jesteśmy bezpieczni. Warto mieć na uwadze, że pierwszym nerwem czaszkowym jest nerw węchowy[4]. Wzrokowy ma nr 2. Kiedy te nerwy nie są zaangażowane w ocenę sytuacji, niepewność rośnie. Poczuciu pewności nie sprzyjają kontakty pozbawione możliwości weryfikacji węchowej czy wzrokowej. Owa niepewność powoduje wysuwanie głowy w przód i uniemożliwia przyjęcie naturalnej postawy.

Prawdziwe zagrożenie powoduje wejście w „tryb zamarcia”

Kiedy nie można uciekać lub gonić, a jednocześnie brak bezpieczeństwa, włącza się mechanizm „unieruchomienie”, „zamarcia”.

Często mówimy, że ktoś „zamarł” z wrażenia. Ktoś inny poczuł się przybity a jeszcze inny znieruchomiał pod wpływem sytuacji.

To o tym mechanizmie pisał Adam Mickiewicz w bajce „Przyjaciele”[5]. Często powtarzamy zdanie o prawdziwości przyjaźni, którą poznajemy ponoć w biedzie, a pomijamy ważny opis reakcji fizjologicznej organizmu człowieka w sytuacji zagrożenia niedźwiedziem:

  • Ledwie Mieszkowi był czas zmrużyć oczy,
  • Zbladnąć, paść na twarz: a już niedźwiedź kroczy.
  • Trafia na ciało, maca: jak trup leży;
  • Wącha: a z tego zapachu,
  • Który mógł być skutkiem strachu.
  • Wnosi, że to nieboszczyk i że już nieświeży.
  • Więc mruknąwszy ze wzgardą odwraca się w knieję,
  • Bo niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je.

Mickiewicz doskonale opisał, co się dzieje z człowiekiem w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, spowodowanego brakiem pewności.

Tryb „zamarcie” ratuje życie

To jest mechanizm ewolucyjny. Kluczowy w procesie przetrwania. Do tego stopnia o nim zapominamy, że nawet mimo przypomnień Wieszcza Mickiewicza chętniej wspominamy o  zachowaniu względem pozornych przyjaciół niż prawdziwego zagrożenia.

Jak załącza się ten tryb?

Ów mechanizm działa automatycznie. W taki sposób, że już sama myśl o czymś przykrym powoduje … zmianę ustawienia dwóch pierwszych kręgów szyjnych.

Zmiana położenia następuje w taki sposób, że się przekręcają, by w efekcie … ograniczyć dopływ krwi do rdzenia przedłużonego. Skutek zmiany położenia kręgów można porównać do zgięcia palcami węża ogrodowego.

Jak zlokalizować rdzeń przedłużony?

Jeśli sięgniesz np. prawą ręką w tył, na środek szyi, znajdziesz pośrodku wgłębienie. Pomacaj w stronę czaszki. Pewnie poczujesz zaraz twardość kości czaszki. To mniej więcej tam jest rdzeń przedłużony. Z rdzenia przedłużonego wychodzą nerwy czaszkowe. O nich pisałem nieco w artykule na temat nerwu węchowego[6].

W sytuacji zagrożenia mamy zwiewać lub się skutecznie bronić. A jeśli się nie daje… znieruchomieć. Mechanizm ten jest instynktowny i natychmiastowy. Dla pewności, że zadziała na 100%, działa z pominięciem świadomości. Innymi słowy dwa pierwsze kręgi szyjne (dźwigacz i obrotnik) zmieniają swoje ustawienie automatcznie, niezalenie od tego, czy o tym wiesz, czy nie.

Wysunięta do przodu głowa ma konsekwencje dalece wykraczające poza kwestie estetyki. To jest włącznik ważnego ewolucyjnie mechanizmu.  Kiedy zagrożenie mija, dwa pierwsze kręgi  wracają na swoją pozycję.

Dlaczego ewolucyjnie zostaliśmy wyposażeni w taki mechanizm? 

Dla przetrwania. Drapieżniki rzadko są padlinożerne. Może widzieliście na filmach przyrodniczych, że kiedy np. lew już ma dopaść ofiarę, ona nieruchomieje. Sam lew czuje się zwykle zaskoczony tym, że jego ofiara wygląda jak nieżywa. Tyle wahania wystarczy, by np. zebra błyskawicznie uciekła spod zaskoczonej lwiej paszczy.

Nie wiem, czy wiesz, że ssaki (my też) mają specjalny nerw, który chroni zarówno lwa, jak i Ciebie oraz mnie – żebyśmy nie umarli z wrażenia, jakie wydzieli własny ryk lub krzyk. To jest nerw strzemiączkowy. Może to wyjaśni, dlaczego krzyczymy w sytuacji zagrożenia. I dlaczego od tego krzyku sami nie nieruchomiejemy ani nie stajemy się martwi. Na początku krzyczymy. Kiedy krzyk nie sprawia, że ktoś nieruchomieje, nieruchomieje ofiara. To ma daleko idące konsekwencje. Myślę, że jest o czym myśleć. A ten fragment na pewno domaga się rozwinięcia.

Wokół mechanizmu znieruchomienia, albo symulacji martwego, jest wiele mitów i nieporozumień. Zwłaszcza, jeśli nie patrzymy nań z punktu widzenia ewolucji i fizjologii.

Jak to wygląda w praktyce?

Mechanizm ten w naszych warunkach często eksponowany jest przez kury. Wielu chętnie kładzie kury na plecach, pokazując, że kura potrafi spać na plecach. W rzeczywistości kura jest wtedy śmiertelnie przerażona.

Z żoną mieszkamy na wsi. Ten mechanizm mieliśmy okazję widzieć mniej więcej dwa lata temu w warunkach naturalnych. Któregoś dnia z zadumy wyrwało mnie nachalne gdakanie. Wybiegłem z domu i zobaczyłem naszego owczarka z kurą w pysku. Po prostu kura przeskoczyła tam, gdzie nie powinna, czyli na naszą stronę płotu, gdzie na co dzień mieszkają dwa owczarki. Zawsze głodne. Jak psy.

Udało mi się przywołać psa i zamknąć do kojca. Kurę wypuścił z pyska. Teraz leżała i nie dawała znaku życia. Cóż było robić. Udałem się do sąsiadki z komunikatem, że dziś u niej na obiad rosół.  Przyszliśmy do nas na podwórko komisyjnie podnieść kurze zwłoki, teraz prezentujące się jako potencjalna wkładka rosołowa (przewrotny jest język, zależnie od punktu widzenia). Nie widziałem powodu trzymać dłużej psa w kojcu. Przy mnie i sąsiadce zwłok kurzych przecież nie ruszy.

Kiedy kura wyczuła zbliżającego się psa, ożyła. Przestała być wkładką, obiadem, martwą kurą. Była kurą. Żywą, dynamiczną. Wręcz kurzą błyskawicą. Dynamizm błyskawicy i takiej samej reakcji zaskoczył wszystkich. Psa też. Zmyliła wszystkich. Rzuciła się do ucieczki. Do ucieczki? Sam nie wiem. Ona sprawiała wrażenie, jakby dokładnie wiedziała dokąd biegnie i dokąd ma trafić. To na pewno nie był rosół.

Pies trafił do kojca. Kura, po długich gonitwach za nią, w ręce zmęczonej sąsiadki. Ponoć po tym wszystkim żyła długo i pewnie po  kurzemu szczęśliwie. Więcej do nas nie przechodziła. Uratował ją mechanizm udawania martwego.

Co się dzieje, kiedy nam się nie chce?

Moim celem jest wykazanie również od strony fizjologii, co się w nas dzieje, kiedy nam się nie chce. I kiedy nie możemy się nawet zmusić, by się chciało chcieć cokolwiek.

Mam po swojemu pretensję do ludzi, którzy zaczęli bezkrytycznie naśladować Kartezjusza. Tylko intelektualista, którego nigdy nic nie bolało, mógł wołać Cogito, ergo sum (myślę, więc jestem). To za jego sprawką kompletnie odłączono emocje od fizjologii. Mimo że każdy wie, iż kiedy jest smutny, robią się wrzody, a kiedy boli ząb, robi się smutno. Emocja i ból ciała się przenikają. Kartezjusz sprawił, że z problemem psychosomatycznym idziemy do osoby, z którą będziemy rozmawiać, a z bólem ciała do człowieka, który ma pomysł na złagodzenie objawów.

Mimo że wiemy, że smutek sprawia, że nas boli, a to, że boli czyni nas smutnymi, uparcie rozdzielamy specjalizacje, choć w zasadzie jest jedna – człowiek.

Gdyby Kartezjusza solidnie i długo bolał ząb, albo gdyby był kobietą i miał bolesne miesiączki, raczej krzyczałby Sentio ergo sum (czuję,  więc jestem).

Codziennie w gabinecie doświadczam, że kiedy ludzi przestaje boleć, łatwiej im o optymizm i chęć do działania. I w drugą stronę – kiedy ktoś przestaje się martwić i wraca mu optymizm, mija ból, zaparcie i zmęczenie. Najgorsza jest niepewność.

To jakie są możliwe przyczyny?

Do czego zmierzam? Do tego, że problemy typu wypalenie zawodowe czy zachowania depresyjne traktowane są jak problemy psychosomatyczne.

W praktyce mogą mieć one swoje źródło w chronicznym napięciu mięśni, ścięgien, powięzi, jak również w tkance łączne jako zaburzenia sensomotoryczne, tj. zaburzenia percepcji ciała, ruchu i kontroli.

Dość często jest tak, że człowiek, dotknięty którąkolwiek z powyższych dolegliwości, odwiedza lekarzy wielu specjalności, wykonuje mnóstwo zlecanych badań i ostatecznie żadne z badań nie dają odpowiedzi na pytanie o źródło dolegliwości. Okazuje się nawet, że osoby, którym teoretycznie nic nie jest (bo wg badań diagnostycznych brak powodu dolegliwości) generują znacznie większe koszty dla systemu opieki zdrowotnej jak i dla pracodawców niż osoby ze zdefiniowaną jednostką chorobową[7].

Terapia psychoterapeutyczna też nie zawsze daje efekty, skoro stałe przykurcze i napięcia powstają i nasilają się na skutek urazów, obciążeń psychicznych, nieprawidłowej postawy ciała czy nawyków. Owe napięcia zazwyczaj nie występują tylko w miejscu dolegliwości, ale przebiegają przez całe ciało.

Chodzi mi o to, aby szukać powiązań pomiędzy autonomicznym układem nerwowym, emocjami  i naszym zachowaniem. Innymi słowy, by poświęcić więcej uwagi fizjologicznym podstawom depresji czy wypalenia zawodowego. Albo wręcz znużenia życiem.

Autonomiczny układ nerwowy w normalnych warunkach jest elastyczny, odporny i tylko chwilowo poddaje się działaniu stresorów. W sytuacji przewlekłego zagrożenia i niepewności, kiedy nadmiernie  obciążona jest  grzbietowa część nerwu błędnego[8], autonomiczny układ nerwowy włącza tryb, który rozpoznajemy jako brak energii, niskie ciśnienie, luźne, zimne i wilgotne ręce itd. Nie jest potrzebne wysokie ciśnienie krwi, skoro mięśnie nie są napięte. A nie są, bo są w stanie unieruchomienia.

W kolejnym artykule dokładniej opiszę, co się dzieje w części grzbietowej nerwu błędnego, kiedy Ci się nie chce.

Dowiesz się też, skąd się biorą przysadziste postawy. I jak się ich pozbyć. I od czego zacząć, by się znów chciało. Będzie też coś o chodzeniu.

© copyright by stefan podedworny

Czasem wiele zależy od tego, co najbłiżej, czyli https://www.stefanpodedworny.pl/321

W oczekiwaniu polecam mój blog www.szkolaodpornosci.pl/blog

[1] Kiedykolwiek myśleliście o tym, jak to się dzieje, że się do kogoś przytulacie? Jak to się dzieje, że ręce idą na bok, do góry, na dół, ciało odchyla się od pionu, jesteście poza pionem, a mimo to nie boicie się? Jesteście bezbronni a bezpieczni, unieruchomieni, odsłonięci a wciąż bezpieczni. Intrygujące?

Skąd mózg wie, kiedy i jak ma zareagować? Mózg? Tak. To on sprawia, że się przytulasz. On też sprawi, że w innej sytuacji, pozornie identycznej, będziesz się opędzać albo ukrywać Mózg rozpoznaje i ocenia czy jest bezpiecznie czy nie.

[2] Nie wiem, czy wiesz, że do jednego mięśnia mózg wysyła kilka gałęzi nerwów. Gdyby którykolwiek z nerwów został uszkodzony, drugi przejmuje funkcję. Dla przetrwania backup jest kluczowy. Dlatego często powtarzam, ze backup jest najważniejszy. Gwarantuje sprawność układu.

[3] O tym, skąd wie, w kolejnych artykułach

[4] O roli nerwy węchowego oraz innych nerwów czaszkowych pisałem w artykule na moim blogu https://szkolaodpornosci.pl/1510-2/

[5] Możesz całość sobie przypomnieć. Jako przerywnik.  Pod tym linkiem https://literat.ug.edu.pl/amwiersz/0023.htm

[6] https://szkolaodpornosci.pl/1510-2/

[7] Szczegółowe dane na ten temat będą opublikowane na blogu w osobnym artykule.

[8] Poliwagalna teoria nerwu błędnego – koncepcja rozwijana przez dr Stephena W.  Porgesa, zgodnie z którą nieprawidłowe działanie X nerwu czaszkowego jest powodem wielu psychicznych i fizycznych problemów.